poniedziałek, 29 grudnia 2008

Zodiakalny galimatias, czyli panny jako lwy



Współcześnie magia i wszystko co z nią związane przeżywa prawdziwy renesans. Większość gazet, które czytane są przez kobiety koniecznie musi posiadać stałą rubrykę z horoskopem. Po prostu horoskop to dzisiaj absolutna konieczność. Nie dziwi zatem, że większość - jeśli nie wszystkie! - portali internetowych w Polsce oferuje internautom najrozmaitsze horoskopy. Wszystko byłoby w należytym porządku, gdyby nie jeden drobny, ale jakże istotny szczegół. Otóż jeśli ktoś urodził się na przełomie znaków zodiaku i próbował sprawdzić spod jakiego znaku jest opierając się wyłącznie na danych pochodzących z głównych portali internetowych w Polsce, to może okazać się, że taki ktoś faktycznie jest spod zupełnie innego znaku aniżeli sobie myśli (zresztą nie tylko w tym przypadku, ale o tym później). Zamieszczę teraz dwa "gorące" zrzuty ekranu (z Onet'u i WP), aby pokazać jakich konkretnie portali, znaków zodiaku i dni miesięcy sprawa dotyczy.


Znaki zodiaku (najprawdopodobniej prawidłowo) powinny prezentować się tak: "Baran 21 III - 19 IV, Byk 20 IV - 20 V, Bliźnięta 21 V - 21 VI, Rak 22 VI - 22 VII, Lew 23 VII - 22 VIII, Panna 23 VIII - 22 IX, Waga 23 IX - 22 X, Skorpion 23 X - 21 XI, Strzelec 22 XI - 21 XII, Koziorożec 22 XII - 19 I, Wodnik 20 I - 18 II, Ryby 19 II - 20 III" (źródło: "Homo-Zodiacus" - Leszek Weres). Dysponując takimi danymi nie trudno zauważyć, że na przykład osoba urodzona 23 VIII może zostać wprowadzona (przypadkowo) w błąd i myśleć, że jest Lwem, kiedy faktycznie jest Panną. Z trzech czołowych portali w Polsce jedynie Interia podaje (najprawdopodobniej) prawidłowe informacje. Na Wikipedii zodiak także jest delikatnie mówiąc mocno rachityczny. Pisząc ten tekst dodatkowo postanowiłem sprawdzić na szybko jak sytuacja wygląda w jakiejś gazecie. Kupiłem sobie więc "Fakt" z wielgachnym horoskopem i tam tylko dwa znaki zodiaku nie zgadzają mi się ze "wzorcem" - Baran (21.03-20.04) i w następstwie Byk (21.04-20.05). Naturalnie spoglądając na sprawę w oparciu o zdrowy rozsądek wykluczyłem taką ewentualność, która by mówiła, że wszystkie podane "horoskopy" są prawidłowe, bo jakoś nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić (jakiś model musi chyba być?). Tak więc lekcja z tego płynie taka, że podana w dobrej wierze informacja nie zawsze musi być zgodna z rzeczywistością i jako istoty ludzkie powinniśmy być zawsze skłonni do weryfikacji informacji oraz spojrzenia na nie krytycznym okiem (na same horoskopy i na ten wpis również!).


W tym całym zamieszaniu ze zwierzyńcem niebieskim należy jeszcze zauważyć, że czasem "kalendarz" bywa "kapryśny" i te "kaprysy" mogą sprawić, iż wybrańcy losu urodzeni na przełomie znaków zodiaku niechcący przeżyją życie pod innym znakiem.

Astrolog Wojciech Jóźwiak: "Kaprysy kalendarza szczególnie "bolą" ludzi urodzonych na przełomie znaków zodiaku, to znaczy w dniach, kiedy Słońce przechodzi z jednego znaku do drugiego. Skutkiem tego, że mamy lata przestępne, w poszczególnych latach pobyt Słońca w danym znaku zodiaku może przypadać w różnych dniach. Przy tygodniowym horoskopie w "Gwiazdach" piszemy, że np. Wodnik zaczyna się 20 stycznia. Jest to tylko data średnia: faktycznie w latach 2002, 3 i 4 był to 20 stycznia, ale w roku 2005 będzie 19 stycznia - a potem znowu 20. Jeśli ktoś urodził się 20 stycznia, albo w innym dniu na przełomie znaków, powinien sprawdzić swój znak zodiaku w efemerydach (to znaczy sprawdzić, w jakim znaku zodiaku było Słońce w dniu jego narodzin) - kalendarz do tego nie wystarczy" (http://www.gwiazdy.com.pl/38_04/25.html).



http://astrologia.interia.pl/horoskopy/roczny
http://magia.onet.pl/2741,2686,214,0,-1,horoskop.html
http://horoskop.wp.pl/cid,19,hid,10,znaki.html


Postscriptum do zaznajomionych z "astro" tematyką.
Blogerzy podobno znają się na wszystkim, jednak ja do takich blogerów co to znają się na wszystkim nie należę (i nawet nie chciałbym należeć, bowiem "tylko głupcy są nieomylni"), więc czasem mogę się gdzieś pomylić, i tym bardziej że ogranicza mnie czas. Jeśliby w powyższym tekście tkwił gdzieś błąd natury merytorycznej wynikający raczej z mizernej znajomości tematu to proszę mi go wskazać, a ja podejmę stosowne do okoliczności działania. (;

wtorek, 16 grudnia 2008

"Magiczna sztuczka" Superniani, czyli małe brzdące niczym psy Pawłowa

Ileż to już ludzi nie wpadło w Polsce w majestatyczny zachwyt nad boskimi wręcz umiejętnościami wychowawczymi tefałenowskiej Superniani? Wszystkie młode matki z wielką nadzieją zaczęły spoglądać w stronę tefałenowskich "cudów", tymczasem ten zdumiewający fenomen Superniani opiera się głównie na zwykłym warunkowaniu, które jest powszechnie znane nie tylko psychologom.

Eksperyment Pawłowa (będący eksperymentem nad warunkowaniem) jest powszechnie znany, więc z oczywistych powodów pominę jego opisywanie i w trosce o czas czytelnika skupię się krótko na tym w czym tkwi problem i na tym co robi Superniania. Otóż matki bardzo często nieświadomie popełniają jeden drobny błąd, który polega na tym, że kiedy dziecko krzyczy (płacze, skacze etc.) to okazuje mu się uwagę i uczucie. Dziecko w ten sposób uczy się, że dzięki krzykom największy autorytet w jego świecie zwraca na nie uwagę i okazuje mu uczucie, albo niekiedy daje coś co dziecko pragnie (np. pozwala obejrzeć ulubione bajki etc.)*.

Jak pies Pawłowa ślinił się na dźwięk dzwonka, bo myślał, że zaraz dostanie jedzenie, i gdyby dano mu tylko możliwość dzwonienia to dzwoniłby jak szalony (warunkowanie instrumentalne), tak podobnie dziecko próbuje otrzymać to co pragnie za pomocą krzyku (płaczu etc.). Pomoc Superniani jest bardzo prosta i polega ona na poinstruowaniu rodzica, aby ten całkowicie zignorował krzyki dziecka niezależnie od tego jak długo będą one trwały i jak będą mocne. Inaczej mówiąc to choćby nie wiadomo jak mocno "pies Pawłowa" walił w dzwonek to jedzenia i tak on nie dostanie. Rzecz jasna po pewnym czasie walenia w taki dzwonek pies się tym znudzi i zrozumie, że to nie daje żadnych efektów, więc zmieni swoje zachowanie. Analogicznie będzie z dzieckiem, które po kilku dniach powinno zrozumieć, że krzyki (płacze, skoki etc.) nic nie dają, bo rodzic się nimi nie interesuje, a więc nie ma co krzyczeć. Na takim zdawałoby się banale polegają w znacznej mierze "cudowne umiejętności" Superniani (oczywiście inne kwestie zostały pominięte, bo raczej nie oglądam tego programu).






*Należy zauważyć, że dziecko uczy się tego odruchu zwykle przez przypadek, ponieważ jak stanie mu się krzywda to płacze, a że płacze to matka okazuje mu uczucie, więc dziecko zaczyna kojarzyć płacz z uczuciem. Matka również kiedy słyszy płacz dziecka to reaguje intuicyjnie i biegnie okazać mu uczucie, nawet wtedy gdy jest to nieuzasadnione. Tworzy się tutaj zamknięte koło i matce trudno jest stwierdzić gdzie leży przyczyna. Oczywiście reakcja matki na płacz dziecka powinna być, ale tylko w przypadkach kiedy to jest uzasadnione i należy umieć odróżnić takie przypadki od tych nieuzasadnionych.

PS Żeby dla wszystkich jasność była to nie przyrównuję dzieci do psów, lecz przyrównuję sytuację jaka jest z niektórymi dziećmi do znanego powszechnie eksperymentu rosyjskiego naukowca.

PPS Jeżeli zamierzasz zastosować na dziecu opisaną metodę to robisz to na własne ryzyko.

PPPS Tekst napisany specjalnie dla koleżanki. Pozdrowionka. ((:

sobota, 13 grudnia 2008

Czy artykuł w "Dzienniku" został wyssany z palca?

Na internetowej stronie "Dziennika" możemy przeczytać niezwykle fascynujący artykuł Marcina Graczyka, w którym jakiś "chcący zachować anonimowość" poseł PiS opowiada, że nie ma zamiaru składać się na pomoc finansową dla Zbigniewa Ziobry, w związku z przegranym przez niego procesem o zniesławienie, który wytoczył mu "doktor G". Wyjątkowo mocno zachęcam do zapoznania się z całością tego artykułu.

Po zapoznaniu się z treścią mam jak najbardziej uzasadnione przypuszczenia, że artykuł ten został zwyczajnie wyssany z palca. Po prostu jakoś nie chce mi się wierzyć w to, aby w ogóle w całym sejmie znalazł się choć jeden poseł, który widziałby swój interes w tym, aby podzielić się tego typu opinią z szerszym gronem osób i to nawet gdyby faktycznie tak myślał jak to przedstawiono w artykule z "Dziennika". Oczywistym jest, że owa opinia godzi w wizerunek PiS, a więc po części godzi także w wizerunek owego posła - co naturalnie przeczy zdrowemu rozsądkowi. Uważam więc, że każdy poseł, którego by zapytano o "finansową pomoc dla Ziobry" zwyczajnie pozostawiłby pytanie bez komentarza, albo udzieliłby odpowiedzi, że pomocy finansowej udzieli, bo orzeczona kara jest niesprawiedliwa.

Wbrew powszechnie panującej opinii mówiącej, że "w sejmie zasiadają głównie osły" uważam, iż aż takich cekaemów to tam nie ma. Rzecz jasna w swojej opinii mogę się mylić i być może faktycznie opisany wywiad miał miejsce, choć prawdę mówiąc to szczerze w to wątpię, i nawet gdyby tak było to artykuł napisany w takim stylu nadaje się jedynie do publikacji w prasie dotkliwie brukowej, albowiem poważna prasa nie powinna zajmować się kwestiami wiary. Myślę, że "Dziennik" powoli się stacza skoro karmi swoich czytelników tanimi sensacjami, w które można jedynie "wierzyć", bo tak niezwykle istotnego przecież konkretu w nich brak.

Na zakończenie (jako puentę) przytoczę jeden z komentarzy, który ukazał się pod rzeczonym tekstem:

"Jeden z posłów PO mi mówił anonimowo że Marcin Graczyk jest gejem. A że poseł Po jest gejem to mu wierzę że Graczyk również.Dlatego wiary mu nie daję w to co próbuje insynuować na temat PISu.To typ dziennikarza jeden pan drugiemu panu" - autor komentarza podpisał się słowami "Marcin jest chyba gejem".