"Potrafisz zwyciężać Hannibalu, ale nie potrafisz ze zwycięstwa korzystać" - Maharbal
Do tego, że okrągły stół był de facto zwycięstwem komunistycznej nomenklatury, która bezproblemowo i w błyskawicznym tempie uwłaszczyła się na majątku państwowym nikogo inteligentnego i spostrzegawczego przekonywać nie muszę. Oczywistym jest, że powtarzane niczym mantra słowa o rzekomym "upadku komunizmu" są makiawelicznym austriackim gadaniem par excellence. Słowo "upadek" oznacza niepomyślny koniec, jednak żadnego "niepomyślnego końca" dla komunizmu i komunistów nie było, bo na tym rzekomym "upadku" wyszli oni całkiem dobrze i o wiele lepiej od zwykłych ludzi. Do dzisiaj są poważne problemy z rozliczeniem zbrodni komunistycznych i pewne grupy osób stale pilnują, aby to się nigdy nie udało. Rok 1989 nie był rokiem "upadku komunizmu", lecz był rokiem "transformacji ustrojowej", która to absolutnie nie oznaczała bezwarunkowego oddania władzy przez komunistów, a wręcz pozwalała komunistom na zachowanie silnych wpływów we władzach, dzięki którym niektórzy z nich mogli spokojnie prowadzić szemrane biznesy i "kręcić lody". Okrągły stół nie dla wszystkich był zwycięstwem, a o to nie będące złudzeniem, o to prawdziwe zwycięstwo należy walczyć dalej. Przez długie lata bezprawia w III RP prawica została skutecznie zmarginalizowana, a nowe możliwości dla niej pojawiły się dopiero całkiem niedawno wraz z zaistnieniem idei IV RP i to właśnie ta idea jest pierwszym zwycięstwem Polski w drodze do prawdziwej normalności, a nie jej pozorów. Niestety stało się tak, że zwycięstwo to nie znaczy wiele, bo prawica nie potrafiła i nie potrafi go właściwie wykorzystać, tym samym bezmyślnie trwoniąc swoją szansę. Aby wygrać wojnę należy umieć ją prowadzić.
"Na wojnie wygrywa ten, kto popełnia najmniej błędów" - Napoleon Bonaparte
Od bezmyślnych wypowiedzi, przez niepotrzebne przepychanki i aż po zwykłą bierność w sprawach ważnych - błędów popełnianych przez prawicę jest wiele i można by je wyliczać długo. Postanowiłem więc skupić się na tym co jest najważniejsze.
Jednym z prymarnych i niewybaczalnych błędów polskiej prawicy jest brak zdecydowanego i zorganizowanego przeciwdziałania praktycznie wszechobecnej propagandzie i manipulacji. Tak poważne błędy na jakiejkolwiek wojnie zasadniczo przesądzają sprawę i decydują o porażce. Wciąż nie mogę zrozumieć tego dlaczego wśród całej masy niezwykle inteligentnych ludzi, którzy mając odpowiednią pozycję społeczną doskonale rozumieją sprawy polskie i nie są przy tym analfabetami funkcjonalnymi nie może się znaleźć nikt kto byłby w stanie wyjść z jakąś rozsądną inicjatywą, która stanowiłaby odpowiedź na częste manipulacje i częste zamilczanie faktów przez sporą część beau monde III RP? Szerokie wsparcie społeczne dla takiej inicjatywy niewątpliwie by się znalazło, więc tym bardziej może dziwić to dlaczego nikt nie próbuje podejmować żadnych działań na tym polu. Jeżeli ten błąd będzie popełniany nadal i w najbliższym czasie nie znajdzie się nikt kto potrafiłby coś konkretnego zorganizować odnośnie tej kwestii to prawica nie dojdzie do głosu nigdy, albowiem propaganda wdepcze ją w ziemię, dokładnie tak samo jak wdeptani zostali ci, którzy mieli odwagę powiedzieć o pewnych sprawach zbyt głośno. /Przy okazji przypomnę, że osoby którym wypowiedziano swego rodzaju wojnę na wyniszczenie w sądach mogą liczyć na skromną pomoc Fundacji Obrony Represjonowanych, która przy braku medialnego wsparcia co jakiś czas próbuje organizować zbiórki pieniężne dla takich osób/. Jeśli jakaś propaganda istnieje to należy powiedzieć głośno o tym, że ona istnieje.
Innym dość istotnym błędem polskiej prawicy jest to, że zbyt rzadko potrafi ona wyprowadzić ludzi na ulice. Już "parady równości" są zjawiskiem o wiele częstszym od silnych prawicowych protestów przeciw temu co się dzieje w Polsce, a dzieje się źle i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Polska prawica wyraźnie nie wykorzystuje potencjału, który w niej drzemie, przez co szanse na naprawę państwa rzecz jasna marnują się.
"Strategia wojny polega na przebiegłości i stwarzaniu złudzeń" - Sun Tzu
Jeśli miałbym wskazać kogoś kto do perfekcji zrozumiał słowa Sun Tzu, to bez chwili namysłu wskazałbym głównego wroga prawicy, czyli tzw. Salon będący polityczno-ideologicznym lobby, które w swej przebiegłości produkuje całą masę rozmaitych złudzeń, wręcz robi to taśmowo. I tak mamy na przykład złudzenia: "normalności", "prawdomówności", "w pełni obiektywnych mediów", "stuprocentowej uczciwości w postkomunistycznych służbach", niekiedy "braku korupcji" etc., etc., etc. Na prawicy zaś chyba nigdy nie słyszano o słowach takich jak podstęp i złudzenie. Rzecz jasna prawica z racji na swoją uczciwość nie może zagrywać dokładnie tak samo jak czyni to jej główny wróg (czyli nie może np. w bezczelny sposób tumanić ludzi itp.), jednak ponad wszelką wątpliwość może grać znaczonymi kartami ze złem i wyprowadzić oszustów w pole. Niestety tak fajnie jakby się chciało to nie jest, bo mało rozważne posunięcia są dla prawicy praktycznie codziennością, a o podstępnym działaniu można sobie tylko pomarzyć. Znaczna część prawicy nie potrafi również milczeć (mówi albo dużo i niepotrzebnie, albo wtedy kiedy, o zgrozo!, znacznie lepiej byłoby w ogóle nic nie mówić). Takie bezmyślne kłapanie dziobem nie tylko nie przynosi żadnych korzyści, ale i dostarcza całą masę amunicji dla wrogiej propagandy. Nie mówię jedynie o politycznej reprezentacji prawicy, ale i o jej reprezentacji medialnej, która także potrafi się całkiem przyjemnie otworzyć na ataki i co chwilę obrywa "odłamkowym". Całkowicie nie wiem na co komu takie bezmyślne opuszczanie gardy jak można stać spokojnie i powoli poprzez słowa prawdy podkopywać "imperium kłamstwa"? "Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie"! (Mt 10,16) i oto na czym polega wojna:
"Wojna polega na wprowadzaniu w błąd. Jeśli możesz udawaj, że nie możesz; jeśli dasz znać, ze chcesz wykonać jakiś ruch, nie wykonuj go; jeśli jesteś blisko, udawaj, żeś daleko; jeśli wróg jest łasy na małe korzyści, zwabiaj go; jeśli w jego szeregach dostrzegasz zamieszanie, uderzaj; jeśli jego pozycja jest stabilna, umocnij i swoją; jeśli jest silny, unikaj go; jeśli jest cholerykiem, rozwścieczaj go; jeśli jest nieśmiały, spraw by nabrał pychy; jeśli jego wojska są skupione, rozprosz je. Uderzaj, gdy nie jest przygotowany; zjawiaj się tam, gdzie się tego nie spodziewa" - Sun Tzu, Sztuka Wojny (www.cytaty.info).
Prawica powinna w końcu zrozumieć to w jaki sposób prowadzi się wojnę, a jeśli tego nie zrozumie to nigdy nie wygra walki o Polskę.
środa, 12 listopada 2008
poniedziałek, 10 listopada 2008
Medialne wygibasy, czyli jak się robi z igły widły
Od ostatnich wyborów parlamentarnych minął już rok, jednak większość mediów chyba nie zdążyła się jeszcze zaaklimatyzować do nowych warunków, bo stale relacjonuje nam wydarzenia tak jakby u władzy był nadal PiS. Bez ustanku obserwuję, że w mediach o PiS-ie mówi się znacznie więcej, aniżeli o rządzie Donalda Tuska i szczerze przyznam, że to dziwne, bo sytuacja jest niespotykana.
W takiej na przykład Ameryce jak wybory wygrał Barack Obama to media oczywiście zaczynają więcej mówić o Baracku Obamie, a nie o Johnie McCainie, czy George'u Bushu. Wydaje się, a nawet można mieć co do tego pewność, że po klęsce wyborczej SLD media długo się lewicą nie zajmowały, bo zaraz zaczęto bacznie przyglądać się temu co robi PiS i to przyglądanie się działaniom PiS-u trwa aż do dziś. A to w PiS-ie to, a to w PiS-ie tamto, a to Jarosław Kaczyński wynajął willę, a to PiS odrobił do PO jeden punkt w sondażach, a to senator Kogut z PiS został zawieszony, a to Dorn i sprawa jego alimentów - i nic tylko non stop przez 24 godziny na dobę słyszymy informacje o PiS-ie, które bez względu na ich rzeczywiste znaczenie w medialnych przekazach przeważnie stają się jednymi z głównych newsów dnia. Warto zauważyć, że w niektórych mediach zwykle większą karierę robią informacje o PiS, które mają wydźwięk negatywny, aniżeli te o wydźwięku pozytywnym. To znów jakiś dziwny zbieg okoliczności, który jest mocno niepokojący z punktu widzenia obywatela.
Znaczna część mediów generalnie nie pyta rządu PO-PSL o sprawy tak istotne dla kraju jak na przykład bezpieczeństwo energetyczne, a zamiast tego wałkuje się tematy, które są mało istotne, aby nie powiedzieć zupełnie bez znaczenia. Takie niezwracanie uwagi na działalność rządu i bagatelizowanie rządowych wpadek z całą pewnością zdrowe dla demokracji nie jest. Media w założeniu powinny mieć krytyczny stosunek do polityków i nie powinny robić nikomu żadnych wyjątków, a już tym bardziej rządzącym.
Ostatnio wielką sensację zaczęła robić wypowiedź posła Artura Górskiego, który co prawda wypowiedział się w sposób niepoprawny politycznie, jednak nie na tyle ostro, aby jego wypowiedź zasługiwała aż na dwa dni debaty publicznej. Media w przypadku posła PiS Artura Górskiego raczej wyrozumiałe nie są, a przynajmniej nie tak jak w przypadku ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który ostatnio błysnął wyjątkowo ciekawym humorem. Otóż opowiedział sobie publicznie całkiem klawy dowcip, cytuję: "Wiedzą państwo, że Barack Obama ma polskie korzenie? Tak, jego dziadek zjadł polskiego misjonarza" (sic!). I co? I nic! Media tematu raczej nie zauważyły i newsu dnia nie było, a tu sprawa znacznie poważniejsza, bowiem chodzi o wypowiedź ministra spraw zagranicznych Polski, którego obowiązują znacznie wyższe standardy savoir-vivre'u, aniżeli jakiegoś tam posła na sejm z ostatniego rzędu. Nie chciałbym być złośliwy, ale można stąd wyciągnąć wniosek, że dla niektórych mediów nie ważne jest to co się mówi, lecz ważne jest to kto co mówi. Jak coś nie tak powie poseł PiS to już mamy z tego news dnia, a jak coś nie tak powie ktoś z PO to sprawa pod dywan. Wszyscy dobrze znamy powiedzenie, że im ciszej jedziesz tym dalej zajedziesz i tak też cichutko chce sobie jechać rząd Platformy, lecz o dziwo w tej "cichej jeździe" pomagają Platformie niektóre media. Minął już rok odkąd rządzi Platforma Obywatelska z PSL-em i naprawdę znam niewielu ludzi, którzy potrafiliby wskazać jakieś potknięcia rządzących, a tych było wiele. Mówiąc bardziej ogólnie i akurat nie w odniesieniu do wyżej wymienionych przypadków to poczynania niektórych mediów dość wyraźnie wpisują się w definicję propagandy, która dla niepoznaki została nieco zmiękczona, więc jest mniej wyraźna.
Cała sytuacja jest wyjątkowo mocno niepokojąca, bowiem jeżeli w jakimś demokratycznym państwie niezależne media zaczynają mówić głosem rządu to, w którą stronę podąża takie państwo? Johann Wolfgang von Goethe napisał kiedyś, że "nie ma większych niewolników od tych, co błędnie myślą, że są wolni" - i uważam, że właśnie w taką stronę zaczynamy podążać.
W takiej na przykład Ameryce jak wybory wygrał Barack Obama to media oczywiście zaczynają więcej mówić o Baracku Obamie, a nie o Johnie McCainie, czy George'u Bushu. Wydaje się, a nawet można mieć co do tego pewność, że po klęsce wyborczej SLD media długo się lewicą nie zajmowały, bo zaraz zaczęto bacznie przyglądać się temu co robi PiS i to przyglądanie się działaniom PiS-u trwa aż do dziś. A to w PiS-ie to, a to w PiS-ie tamto, a to Jarosław Kaczyński wynajął willę, a to PiS odrobił do PO jeden punkt w sondażach, a to senator Kogut z PiS został zawieszony, a to Dorn i sprawa jego alimentów - i nic tylko non stop przez 24 godziny na dobę słyszymy informacje o PiS-ie, które bez względu na ich rzeczywiste znaczenie w medialnych przekazach przeważnie stają się jednymi z głównych newsów dnia. Warto zauważyć, że w niektórych mediach zwykle większą karierę robią informacje o PiS, które mają wydźwięk negatywny, aniżeli te o wydźwięku pozytywnym. To znów jakiś dziwny zbieg okoliczności, który jest mocno niepokojący z punktu widzenia obywatela.
Znaczna część mediów generalnie nie pyta rządu PO-PSL o sprawy tak istotne dla kraju jak na przykład bezpieczeństwo energetyczne, a zamiast tego wałkuje się tematy, które są mało istotne, aby nie powiedzieć zupełnie bez znaczenia. Takie niezwracanie uwagi na działalność rządu i bagatelizowanie rządowych wpadek z całą pewnością zdrowe dla demokracji nie jest. Media w założeniu powinny mieć krytyczny stosunek do polityków i nie powinny robić nikomu żadnych wyjątków, a już tym bardziej rządzącym.
Ostatnio wielką sensację zaczęła robić wypowiedź posła Artura Górskiego, który co prawda wypowiedział się w sposób niepoprawny politycznie, jednak nie na tyle ostro, aby jego wypowiedź zasługiwała aż na dwa dni debaty publicznej. Media w przypadku posła PiS Artura Górskiego raczej wyrozumiałe nie są, a przynajmniej nie tak jak w przypadku ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który ostatnio błysnął wyjątkowo ciekawym humorem. Otóż opowiedział sobie publicznie całkiem klawy dowcip, cytuję: "Wiedzą państwo, że Barack Obama ma polskie korzenie? Tak, jego dziadek zjadł polskiego misjonarza" (sic!). I co? I nic! Media tematu raczej nie zauważyły i newsu dnia nie było, a tu sprawa znacznie poważniejsza, bowiem chodzi o wypowiedź ministra spraw zagranicznych Polski, którego obowiązują znacznie wyższe standardy savoir-vivre'u, aniżeli jakiegoś tam posła na sejm z ostatniego rzędu. Nie chciałbym być złośliwy, ale można stąd wyciągnąć wniosek, że dla niektórych mediów nie ważne jest to co się mówi, lecz ważne jest to kto co mówi. Jak coś nie tak powie poseł PiS to już mamy z tego news dnia, a jak coś nie tak powie ktoś z PO to sprawa pod dywan. Wszyscy dobrze znamy powiedzenie, że im ciszej jedziesz tym dalej zajedziesz i tak też cichutko chce sobie jechać rząd Platformy, lecz o dziwo w tej "cichej jeździe" pomagają Platformie niektóre media. Minął już rok odkąd rządzi Platforma Obywatelska z PSL-em i naprawdę znam niewielu ludzi, którzy potrafiliby wskazać jakieś potknięcia rządzących, a tych było wiele. Mówiąc bardziej ogólnie i akurat nie w odniesieniu do wyżej wymienionych przypadków to poczynania niektórych mediów dość wyraźnie wpisują się w definicję propagandy, która dla niepoznaki została nieco zmiękczona, więc jest mniej wyraźna.
Cała sytuacja jest wyjątkowo mocno niepokojąca, bowiem jeżeli w jakimś demokratycznym państwie niezależne media zaczynają mówić głosem rządu to, w którą stronę podąża takie państwo? Johann Wolfgang von Goethe napisał kiedyś, że "nie ma większych niewolników od tych, co błędnie myślą, że są wolni" - i uważam, że właśnie w taką stronę zaczynamy podążać.
sobota, 1 listopada 2008
Zaczyna się europejski totalitaryzm
29 października "Rzeczpospolita" poinformowała, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Wielkiej Brytanii "przedstawił pakiet przepisów, które mają uniemożliwić radykalnym immamom szerzenie nienawiści do Zachodu". Takie osoby wraz z ich rodzinami (sic!) mają trafić na "czarną listę" i mieć zakaz wjazdu do kraju.
Nie przejąłbym się zbytnio taką informacją, gdyby sprawa nie dotyczyła rodzin osób o radykalnych poglądach, bo z jakiej paki za czyjeś poglądy ma odpowiadać rodzina? Co to jakaś zbiorowa odpowiedzialność jest, czy co? Ze zbiorową odpowiedzialnością ludzkość miała już styczność w czasach Związku Radzieckiego. Wtedy również za byle przejaw wrogości wobec władzy (bardzo często zupełnie za friko, tylko aby liczby się zgadzały) prześladowano całe rodziny włączając w to nawet dziadków (sic!). To niewątpliwie bardzo niepokojąca wiadomość, jednak pomysłowość brytyjskiego MSW na tym się nie kończy.
Przepisy mają dotyczyć także "radykalnych aktywistów antyaborcyjnych, członków skrajnie prawicowych ugrupowań oraz obrońców praw zwierząt" (sic!). Ciekaw jestem kto i na podstawie jakich kryteriów będzie sporządzał takie "czarne listy" i tym samym decydował o tym kto może wjechać na teren Wielkiej Brytanii? Kto przy oczywistej nieostrości zjawiska ustali od którego momentu czyjeś poglądy są skrajnie radykalne, a od którego nie? Co z fundamentem demokracji, czyli wolnością do wypowiedzi oraz wolnością do wyrażania swoich własnych poglądów? Przecież to nic innego jak właściwa dla wszelkich totalitaryzmów dyskryminacja osób ze względu na ich poglądy.
Można by pytać jeszcze dalej. Co w przypadku, gdy ktoś zostanie niesłusznie pomówiony przez media o "radykalizm" w jednej z wyżej wspomnianych kwestii, a następnie wygra sprawę przed sądem, jednak z "czarnej listy" nie zostanie wykreślony? Czy kryteria te stopniowo na drodze powolnych kroków nie ulegną penalizacji? Może niebawem przepisy z obrońców praw zwierząt rozszerzą się także na obrońców praw człowieka i ich rodziny, skoro już przybrały tak radykalną formę? Cała sytuacja jest kolejnym znakiem, który zapowiada, że Europa niebawem stanie się jednym wielkim państwem totalitarnym par excellence.
Chciałbym jeszcze dodać, że gdybym osobiście był na miejscu lewicowców to przypadkiem nie cieszyłbym się zbytnio z takiego rozwoju sytuacji, bo historia lubi się powtarzać. W Polsce słabo cosik edukują w tym temacie, więc lapidarnie przypomnę. Po czerwonej rewolucji bolszewicy niemal natychmiast zaczęli robić w kraju czystki, a wśród pierwszych ofiar tego trwającego przez wiele dekad zbrodniczego szału taśmowych mordów znaleźli się właśnie czerwoni. Póki wspólnie walczono o jedną sprawę to było wszystko dobrze i nikt się nie spodziewał, że po zwycięstwie będzie małe rozstrzeliwanko towarzyszy. Także śmiem przypuszczać, że historia może się czasem powtórzyć i jeszcze może być tak, że lewicowiec z prawicowcem będą sobie siedzieć w jednej celi i nawzajem wydłubywać z głów wszy, ażeby się tym najeść. Prawdę mówiąc to na miejscu aktywnych obrońców praw zwierząt już teraz zacząłbym się martwić.
Myślę, że jako kraj broniący demokratycznych wartości powinniśmy w ramach protestu zerwać stosunki dyplomatyczne z Wielką Brytanią. Przecież powoli robi się tam gorzej niż na Białorusi, albo nawet gorzej niż na samej Kubie. Jak tak dalej pójdzie to za jakiś czas Chiny przy Wielkiej Brytanii będą oazą wolności i każdy będzie mówił z westchnięciem - "Chiny jaki to wolny kraj"!
Nie przejąłbym się zbytnio taką informacją, gdyby sprawa nie dotyczyła rodzin osób o radykalnych poglądach, bo z jakiej paki za czyjeś poglądy ma odpowiadać rodzina? Co to jakaś zbiorowa odpowiedzialność jest, czy co? Ze zbiorową odpowiedzialnością ludzkość miała już styczność w czasach Związku Radzieckiego. Wtedy również za byle przejaw wrogości wobec władzy (bardzo często zupełnie za friko, tylko aby liczby się zgadzały) prześladowano całe rodziny włączając w to nawet dziadków (sic!). To niewątpliwie bardzo niepokojąca wiadomość, jednak pomysłowość brytyjskiego MSW na tym się nie kończy.
Przepisy mają dotyczyć także "radykalnych aktywistów antyaborcyjnych, członków skrajnie prawicowych ugrupowań oraz obrońców praw zwierząt" (sic!). Ciekaw jestem kto i na podstawie jakich kryteriów będzie sporządzał takie "czarne listy" i tym samym decydował o tym kto może wjechać na teren Wielkiej Brytanii? Kto przy oczywistej nieostrości zjawiska ustali od którego momentu czyjeś poglądy są skrajnie radykalne, a od którego nie? Co z fundamentem demokracji, czyli wolnością do wypowiedzi oraz wolnością do wyrażania swoich własnych poglądów? Przecież to nic innego jak właściwa dla wszelkich totalitaryzmów dyskryminacja osób ze względu na ich poglądy.
Można by pytać jeszcze dalej. Co w przypadku, gdy ktoś zostanie niesłusznie pomówiony przez media o "radykalizm" w jednej z wyżej wspomnianych kwestii, a następnie wygra sprawę przed sądem, jednak z "czarnej listy" nie zostanie wykreślony? Czy kryteria te stopniowo na drodze powolnych kroków nie ulegną penalizacji? Może niebawem przepisy z obrońców praw zwierząt rozszerzą się także na obrońców praw człowieka i ich rodziny, skoro już przybrały tak radykalną formę? Cała sytuacja jest kolejnym znakiem, który zapowiada, że Europa niebawem stanie się jednym wielkim państwem totalitarnym par excellence.
Chciałbym jeszcze dodać, że gdybym osobiście był na miejscu lewicowców to przypadkiem nie cieszyłbym się zbytnio z takiego rozwoju sytuacji, bo historia lubi się powtarzać. W Polsce słabo cosik edukują w tym temacie, więc lapidarnie przypomnę. Po czerwonej rewolucji bolszewicy niemal natychmiast zaczęli robić w kraju czystki, a wśród pierwszych ofiar tego trwającego przez wiele dekad zbrodniczego szału taśmowych mordów znaleźli się właśnie czerwoni. Póki wspólnie walczono o jedną sprawę to było wszystko dobrze i nikt się nie spodziewał, że po zwycięstwie będzie małe rozstrzeliwanko towarzyszy. Także śmiem przypuszczać, że historia może się czasem powtórzyć i jeszcze może być tak, że lewicowiec z prawicowcem będą sobie siedzieć w jednej celi i nawzajem wydłubywać z głów wszy, ażeby się tym najeść. Prawdę mówiąc to na miejscu aktywnych obrońców praw zwierząt już teraz zacząłbym się martwić.
Myślę, że jako kraj broniący demokratycznych wartości powinniśmy w ramach protestu zerwać stosunki dyplomatyczne z Wielką Brytanią. Przecież powoli robi się tam gorzej niż na Białorusi, albo nawet gorzej niż na samej Kubie. Jak tak dalej pójdzie to za jakiś czas Chiny przy Wielkiej Brytanii będą oazą wolności i każdy będzie mówił z westchnięciem - "Chiny jaki to wolny kraj"!
Etykiety:
demokracja,
komunizm,
lewica,
polityka,
totalitaryzm,
wolność
Krytyka "poprawności politycznej"
"Poprawność polityczna" jest zjawiskiem gorszym, aniżeli sam rasizm, bo jest o wiele bardziej podstępna od rasizmu i trudniej będzie ją zwalczyć. Absolutnie nie jest tak, że likwidując rasizm i inne uprzedzenia do ludzi uczyniono coś dobrego, bo puste miejsce po źle zostało zastąpione innym złem.
"Poprawność polityczna" to swego rodzaju pałka, która często wymusza na mediach pokazywanie ludzi nie ze względu na to, że ktoś jest dobry w tym co robi, ale ze względu na kolor skóry, płeć albo orientację seksualną tego kogoś. Nie jest to nic innego jak przedmiotowe traktowanie człowieka, bowiem zaczyna służyć on jedynie temu, aby pewne osoby ostentacyjnie zademonstrowały swoje "postępowe poglądy". Człowiek przestaje być człowiekiem, a staje się swoistym szyldem reklamującym poglądy danej grupy osób. Należy podkreślić, że nie zawsze jest tak, że ktoś jest pokazywany tylko dlatego, że inni chcą z jego pomocą zademonstrować światu swoje poglądy. Czasem jest także tak, że ktoś jest tam gdzie jest słusznie, bo jest ciekawy jako człowiek, a to co robi jest doskonałe.
Oczywiście zazwyczaj tym, którzy są tak przedmiotowo traktowani absolutnie to przedmiotowe traktowanie nie przeszkadza, bo biorą oni za to pieniądze i dzięki temu są na topie. Na nieco podobnej zasadzie można by też na przykład zacząć "przyjaźnić się" z czarnoskórym tylko dlatego, aby zademonstrować światu, że nie jest się rasistą. To bardzo sztuczne, takie mocno grające na uczuciach, ale tak to widzę. "Idę na bal i pokażę się z murzynem (gejem; najlepiej to czarnoskórym gejem), bo świat musi widzieć, że nie mam nic do murzynów" - przypuszczam, że często mniej więcej tak może wyglądać schemat myślowy niektórych osób. Oczywiście nie musi to oznaczać, że ktoś tak myślący ma coś do czarnoskórych et cetera, bo można traktować ich przedmiotowo jednocześnie nie nienawidząc ich. Jedno drugiego nie wyklucza. Myślę, że można robić to także podświadomie zupełnie nie zastanawiając się nad własnym postępowaniem.
Kiedyś gdy w Ameryce panował jeszcze rasizm i jak najbardziej słusznie zaczynano go zwalczać to na filmach zawsze "na doczepkę" brano murzyna (exemplum: "Parszywa Dwunastka") i dawno mu zazwyczaj prymitywne dialogi do wygłoszenia. Teraz zaś nastąpił zwrot o 180 stopni i czarnoskórzy muszą koniecznie odgrywać role intelektualistów. Powoli staje się tak, że niewystawienie czarnoskórego do roli intelektualisty mogłoby zostać niezbyt dobrze odebrane. Nie trzeba się zbytnio wysilać aby dowieść absurdalności sytuacji, bo ta jest widoczna gołym okiem. Wszystko poszło nie w tym kierunku, w którym powinno iść.
Większość mediów jest w rękach tzw. Salonu i to on ponosi odpowiedzialność za taki stan rzeczy. Media nie nauczają człowieka dobroci, a podstępem (tak jakby na siłę) próbuje się go w odpowiedni sposób wytresować. Zamiast pokazywać, że ludzie dzielą się jedynie na dobrych i złych to "treserzy" próbują zmusić do określonego - ich zdaniem dobrego - zachowania. Potem od czasu do czasu zdarza się tak, że do telewizji itp. nie dostaje się ktoś utalentowany, a ktoś o "odpowiednim" kolorze skóry, bo telewizja chce pokazać, że jest wolna od uprzedzeń. To oczywiście nie jest dobre. Warto zwrócić uwagę również na zachowanie niektórych muzyków, którzy chcą się wypromować poprzez demonstrowanie swojej przyjaźni do gejów, lesbijek, czarnoskórych etc. To nie jest nic innego jak przedmiotowe traktowanie gejów, lesbijek i czarnoskórych. Naturalnie ci muzycy mogą faktycznie lubić kogoś kto jest gejem, ale nie zmienia to faktu, że ci ludzie traktowani są przedmiotowo.
To nowe zjawisko ("poprawność polityczna") gorsze jest od rasizmu, bo jest o wiele bardziej podstępne i im dłużej będzie ono trwało tym bardziej będzie stawało się niemożliwe do zwalczenia. Dla nowych pokoleń ludzi stanie się to normalnością i już zawsze czarnoskórzy (Żydzi, geje etc.) będą traktowani przedmiotowo, a inni czasem będą marginalizowani tylko dlatego, że ich kolor skóry itp. akurat jest nieodpowiedni do telewizji, bo nie można z jego pomocą ostentacyjnie zademonstrować światu, że telewizja nie jest rasistowska. Także wszystko wskazuje na to, że ludzkość już od jakiegoś czasu zaczęła podążać w złym kierunku i można przypuszczać, że prędzej czy później nic dobrego z tego nie wyniknie.
"Poprawność polityczna" to swego rodzaju pałka, która często wymusza na mediach pokazywanie ludzi nie ze względu na to, że ktoś jest dobry w tym co robi, ale ze względu na kolor skóry, płeć albo orientację seksualną tego kogoś. Nie jest to nic innego jak przedmiotowe traktowanie człowieka, bowiem zaczyna służyć on jedynie temu, aby pewne osoby ostentacyjnie zademonstrowały swoje "postępowe poglądy". Człowiek przestaje być człowiekiem, a staje się swoistym szyldem reklamującym poglądy danej grupy osób. Należy podkreślić, że nie zawsze jest tak, że ktoś jest pokazywany tylko dlatego, że inni chcą z jego pomocą zademonstrować światu swoje poglądy. Czasem jest także tak, że ktoś jest tam gdzie jest słusznie, bo jest ciekawy jako człowiek, a to co robi jest doskonałe.
Oczywiście zazwyczaj tym, którzy są tak przedmiotowo traktowani absolutnie to przedmiotowe traktowanie nie przeszkadza, bo biorą oni za to pieniądze i dzięki temu są na topie. Na nieco podobnej zasadzie można by też na przykład zacząć "przyjaźnić się" z czarnoskórym tylko dlatego, aby zademonstrować światu, że nie jest się rasistą. To bardzo sztuczne, takie mocno grające na uczuciach, ale tak to widzę. "Idę na bal i pokażę się z murzynem (gejem; najlepiej to czarnoskórym gejem), bo świat musi widzieć, że nie mam nic do murzynów" - przypuszczam, że często mniej więcej tak może wyglądać schemat myślowy niektórych osób. Oczywiście nie musi to oznaczać, że ktoś tak myślący ma coś do czarnoskórych et cetera, bo można traktować ich przedmiotowo jednocześnie nie nienawidząc ich. Jedno drugiego nie wyklucza. Myślę, że można robić to także podświadomie zupełnie nie zastanawiając się nad własnym postępowaniem.
Kiedyś gdy w Ameryce panował jeszcze rasizm i jak najbardziej słusznie zaczynano go zwalczać to na filmach zawsze "na doczepkę" brano murzyna (exemplum: "Parszywa Dwunastka") i dawno mu zazwyczaj prymitywne dialogi do wygłoszenia. Teraz zaś nastąpił zwrot o 180 stopni i czarnoskórzy muszą koniecznie odgrywać role intelektualistów. Powoli staje się tak, że niewystawienie czarnoskórego do roli intelektualisty mogłoby zostać niezbyt dobrze odebrane. Nie trzeba się zbytnio wysilać aby dowieść absurdalności sytuacji, bo ta jest widoczna gołym okiem. Wszystko poszło nie w tym kierunku, w którym powinno iść.
Większość mediów jest w rękach tzw. Salonu i to on ponosi odpowiedzialność za taki stan rzeczy. Media nie nauczają człowieka dobroci, a podstępem (tak jakby na siłę) próbuje się go w odpowiedni sposób wytresować. Zamiast pokazywać, że ludzie dzielą się jedynie na dobrych i złych to "treserzy" próbują zmusić do określonego - ich zdaniem dobrego - zachowania. Potem od czasu do czasu zdarza się tak, że do telewizji itp. nie dostaje się ktoś utalentowany, a ktoś o "odpowiednim" kolorze skóry, bo telewizja chce pokazać, że jest wolna od uprzedzeń. To oczywiście nie jest dobre. Warto zwrócić uwagę również na zachowanie niektórych muzyków, którzy chcą się wypromować poprzez demonstrowanie swojej przyjaźni do gejów, lesbijek, czarnoskórych etc. To nie jest nic innego jak przedmiotowe traktowanie gejów, lesbijek i czarnoskórych. Naturalnie ci muzycy mogą faktycznie lubić kogoś kto jest gejem, ale nie zmienia to faktu, że ci ludzie traktowani są przedmiotowo.
To nowe zjawisko ("poprawność polityczna") gorsze jest od rasizmu, bo jest o wiele bardziej podstępne i im dłużej będzie ono trwało tym bardziej będzie stawało się niemożliwe do zwalczenia. Dla nowych pokoleń ludzi stanie się to normalnością i już zawsze czarnoskórzy (Żydzi, geje etc.) będą traktowani przedmiotowo, a inni czasem będą marginalizowani tylko dlatego, że ich kolor skóry itp. akurat jest nieodpowiedni do telewizji, bo nie można z jego pomocą ostentacyjnie zademonstrować światu, że telewizja nie jest rasistowska. Także wszystko wskazuje na to, że ludzkość już od jakiegoś czasu zaczęła podążać w złym kierunku i można przypuszczać, że prędzej czy później nic dobrego z tego nie wyniknie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)